Pracując jako pedagog szkolny wielokrotnie słyszałam zdanie: „Niech Pani z nim porozmawia”. Te oczekiwania wypowiadane były zarówno przez nauczycieli, jak i samych rodziców. Domyślałam się, że za tą potrzebą stało poczucie frustracji i bezradności wobec zachowania się młodego człowieka. Jednak żadne z nich nie przybliżało nikogo do zmiany niepożądanej sytuacji – ani rodzica, ani szkoły, ani samego ucznia…
Brak zrozumienia tego, w jaki sposób zachowuje się człowiek zazwyczaj wiąże się z niechęcią do niego, zdystansowaniem się i w końcu unikaniem go.
Sytuacja znacznie się komplikuje, gdy nie ma nawet chęci do zrozumienia danego zachowania. Dzieci i młodzież także przeżywają swoje wewnętrzne konflikty. Im również tak, jak dorosłym towarzyszy poczucie braku wiary w swoje możliwości, nadmierne oczekiwania wobec siebie, lęk o swoją przyszłość. Strategia obniżania napięcia emocjonalnego zwłaszcza przez osoby niedojrzałe to „acting-out”. Polega ona na prezentowaniu zachowania, nad którym nie ma się kontroli i co więcej, nie jest ono ukierunkowane na bodziec albo potrzebę, która je wywołuje.
Uczeń spędza w szkole połowę dnia, co daje ok. 30 godzin w tygodniu. Szkoła jest nie tylko miejscem, w którym zdobywa on odpowiednią edukację, ale stanowi przestrzeń rozwoju emocjonalnego i społecznego dziecka. Jedną z niezwykle ważnych ról szkoły jest ta, by odpowiednio wcześnie dostrzec niepokojące sygnały, które są wysyłane przez młodego człowieka.
Te sygnały to najczęściej wiadomości: „Boję się”, „Jest mi źle”, „Nie potrafię”, „Pomóż mi”.
Myślę, że psycholodzy szkolni, pedagodzy i wychowawcy mogą przyczynić się do poprawy sytuacji w zakresie rozpoznawania zaburzeń psychicznych wśród dzieci i młodzieży, a co za tym idzie do szybkiego wdrożenia terapii. Pamiętajmy o tym, że godny zaufania pracownik szkoły to – obok rodziny – jedno z najważniejszych ogniw w prawidłowym rozwoju psychicznym młodych ludzi.